W bramie pałacu stojąc rzućmy okiem w głąb rynku i oprzyj my spojrzenie na zwartej masie nadszańca, zamykającego na wschodzie miasta mury twierdzy. Wielekroć spojrzeniem ogarniał tę przestrzeń kanclerz Zamoyski i wyłuskiwał z mroków wieczornych czy obrzasków rannych wznoszące się przed pałacem budowle.
Stulecia minęły liczne, pełne nizanych na dłużyznę swego trwania dni, miesięcy, lat, a one trwają ciągle, niektóre w niezmienionym dotąd od hetmanowych nawet czasów kształcie, jak choćby, ot ta, za pałacem długa budowla, arsenał zamojski.
Prócz drobnych zmian, polegających na rozdzieleniu obszernego sklepionego wnętrza małymi ściankami, przetrwał w niezmienionym stanie do dni dzisiejszych. Wznoszony był także według planu Bernarda Morando w 1582 r. z ciosowego kamienia, materiału uzyskanego przy rozbiórce starego zamku w Skokówce i razem z zamkiem należy do budowli ukończonych jeszcze za życia kanclerza.
Przez całą długość budynku mieściła się w nim jedna, olbrzymia sala wsparta na dziewięciu środkiem biegnących filarach. Miała małe zakratowane okienka, które w wystarczającą ilość światła zaopatrywały wnętrze.
Arsenał przeznaczony był, jak głosił napis umieszczony w nim przez Zamoyskiego, na pomieszczenie armat specjalnie dlań ulanych, zdobycznych i otrzymanych od przyjaznych książąt lub wdzięcznych miast.
Zaraz po ukończeniu budowy zaopatrzył hetman arsenał w działa zwiezione z Krzeszowa i hakownice z Olsztyna; a troskę kanclerza o należyte zaopatrzenie założonej twierdzy w potrzebną broń podzieliła także od-68 legła Ryga, fundując dwie armaty sześciofuntowe.
Z późniejszych ordynatów specjalną opieką otaczali arsenał: Jan, mąż Francuzki d‘Arquien w ludwisami zamojskiej armaty nowe Mikołajowi de la Marche odiewać każący, oraz Marcin, podskarbi wielki koronny, który dwanaście dział z herbem Jelita dodał do porzednich.
Razem z całym miastem różne koleje przechodził arsenał:
W 1648 r. odbył swój chrzest ogniowy miotając strzały na oblegających.
W nocy z 18 na 19 kwietnia 1658 r. spalił się podczas pożaru, który strawił wówczas większą ilość budowli w mieście i wybuchającym rozgłośnie prochem straszył zaspanych mieszkańców. Spłonęły mu wtedy drewniane wiązania gontowego dachu, a wewnątrz to ws2ystko, co mógł tylko strawić ogień, nawet działa niektóre topiący. Kamienne mury arsenału wyszły cało z onego morza płomieni.
W 1703-cim r. był świadkiem składania w swoich murach broni przez ludność i garnizon na żądanie Karola XII.
We wrześniu 1704 r. wydany został bez wystrzału przez ówczesnego ordynata Tomasza Józefa szwedzkiemu pułkowi i z ulgą odetchnął, gdy po dwóch dniach uległością ujęty król nietkniętym wydał go właścicielowi, który dalej przemyśliwał znowu nad dozbrojeniem arsenału i u-mocnieniem grodu.
W noc majową 1809 r. zagrożony pożarem ze strony płonących od polskich granatów ordynackich stajen, przyglądał się gorączkowemu usuwaniu prochów i wiązał daleko idące nadzieje z osobą ustanowionego niebawem z rozkazu księcia Józefa nowego komendanta twierdzy, który ją miał do stanu obronnego doprowadzić.
Wszystkie działa zamojskie przez ordynata Stanisława ofiarowane wtedy rządowi Księstwa Warszawskiego wywędrowały z twierdzy, a zagrabione podczas zmiennych losów wojennych długi czas strawiły w bezczynności za granicami ziem polskich. Rewindykowane po wojnie światowej śnią dzisiaj spokojnie na stokach Wawelu czy w ciszy muzealnych przedsionków swój marsowy sen.
Przeżył arsenał i pamięta wiele — ale milczą jego stare mury.
Milczenie ma swoją wymowę — może silniejszą od słów.