Brama Szczebrzeska

Więc choć i stara, leżąca opodal brama Szczebrzeska milczy, jednak może historia obok niej przesuwająca swoje zdarzenia, przemówi do nas.

Zupełnie inny ma wygląd niż tamte dwie znane nam już z naszej po mieście wędrówki; zastosowana .do obniżonego tutaj znacznie terenu, stanęła na południowej stronie miasta nad zieloną dziś przestrzenią łąk, niegdyś będącą zlewiskiem stojących wód, wśród których grobla, rzucona od bramy na południowy zachód, wyprowadzała na suche już zachodnie tereny.

Niegdyś w tej rozlanej szeroko wodzie oglądał swą palczastą pięść wzniesioną w niebo młyn zbudowany jeszcze przez hetmana.

Grobla była przedmiotem częstych zakusów nieprzyjacielskich, gdyż przerwanie jej grożące spuszczeniem wód odsłaniało południową stronę obwarowań twierdzy i czyniło ją bardziej dostępną. Stąd częste wypady na oblegających i stąd większy niż w innych częściach okolnych murów zgiełk i tłumne zbiegowisko obrońców, wśród których oprócz stałego wojska i ordynackich żołnierzy, poczestne miejsce zajmowała straż miejska i młodzież akademicka. Nad bramą przelatywały pociski w pałac ordynatów, w kolegiatę i w ratusz godzące, a rozniecanym przez nie pożarom nie zapobiegał niestety św. Florian na szczycie bramy stróżujący. Jak okiem sięgnąć na łąk tych przestrzeni roiły się posłuszne rozkazom Chmielnickiego, zastępy kozactwa, szańce w Janowicach sypiące.

Stąd najpierw usłyszano wystrzał działowy Suworowa, który przybycie swoje w ślad za konfederatami barskimi w ten rozgłośny sposób anonsował.

Tą bramą wydostał się z miasta, kilka dni w nim bawiący Kazimierz Pułaski, aby wzdłuż kurtyn południowych, między stawem a wałem przemknąwszy, połączyć się na lwowskim przedmieściu z czekającymi nań tam oddziałami.

I z niej właśnie, z tej bramy i z pobliskich szańców, załoga z lontami przy działach trzymała na uwięzi Suworowa, zanim Pułaski nie odsądził się od twierdzy na wystarczającą odległość.

Tutaj w majową, ciepłą noc i rosami skrzący po niej ranek słuchano raz pierwszy z radosnym biciem serca strzałów armatnich w miasto godzących, gdyż choć szkodliwe, były to bratnie pociski Pelletiera, z rozkazu księcia Józefa jako zapowiedź rychłego wyzwolenia słane.

W niej także pobrzękiwały kajdany więźniów politycznych — z jej cienistego chłodu wysuwał się na skwar lipcowych promieni korowód ich z Dobrzyckim Mikołajem, socjuszem Łukasińskiego na czele, aby w pyle gościńca kamienie tłuc i cegły na miałki piasek rozbijać.

Stąd wreszcie, z murów tej bramy popłynęła znana piosenka „Tam na błoniu błyszczy kwiecie…”, którą Franciszek Kowalski, żołnierz – poeta, na widecie w 1831 r. stojący, rozmarzonym sercem sobie i towarzyszom wyśpiewał.