Pójdziemy najpierw tam, gdzie wszyscy mieszkańcy w podziwie ciągłym przechodząc zatrzymują się, a nawet w nocy zachodzić lubią — na rynek.
Czworoboczny, obszerny i choć zielenią trawników zarosły, nie rynek, a raczej jakieś podwórze, jakiś dziedziniec renesansowej rezydencji, z biegnącymi wzdłuż czterech boków łukami jednakowych, szarych arkad i z pastelową tęczą wykwitających nad arkadami kamienic. Niektóre z nich są bogato rzeźbą ozdobione, jakby mało było jeszcze przepychu samego piękna renesansowej linii.
Największe bogactwo dekoracyjne fasad zgrupowało się na północnej stronie rynku. Fantazyjne i nieregularne, ma w sobie coś wschodniego. Są to domy wznoszone przeważnie przez kupców greckich i ormiańskich, którzy przenieśli tutaj ze Lwowa, skąd bezpośrednio przybyli, ustalone już najbogatsze formy świeckiej architektury, zapełniające szczelnie płaszczyzny płaskorzeźbą.
Oto z zielonawej zaprawy murów, z pośród bogactwa ornamentyki, z pomiędzy białych pilastrów, spogląda ku nam Madonna, św. Jan Chrzciciel i widnieje w narożniku, pod postaciami świętych, tarcza z herbem Zamoyskich oraz ich krewniaków, dowodnie o tym świadcząca, że dom ten należał niegdyś do ich rodu.
Oto ciepłą, stonowaną w kolorycie żółtą barwą, cieszy oczy ten drugi, z delikatnym rysunkiem fryzu biegnącego tuż pod attyką i z żłobkowanymi obramieniami okien.
Oto w zawiłych floresach lwy o złocistych pazurach, na tylnych łapach stojące, wspinają się na malinowe mury.
Oto w tamtym, o pawim, głębokim, a jednak radosnym odcieniu, na złotych pasach podokiennych pysznią się szare, przemyślne ozdoby, zdziałane rękami pracowitych, czujących piękno kamieniarzy — z przed lat trzystu kamieniarzy.
Oto z cytrynowego tła, ponad rozchwiej sfalowanych łodyg ornamentu, wyłania się biała postać Madonny z dzieciątkiem na smoku stojąca. Niegdyś inaczej ten dom mieszczański wyglądał. Piętrowy tylko, zakończony był wysoką, zgrabną attyką, na której taki sam znajdował się motyw zdobniczy jak na ratuszowych międzyokiennych przestrzeniach.
Kamienice następne, bez ozdób żadnych, proste, spoczywają dumnie na potężnych w ziemię wpartych szkarpach.
Jeden z dalszych bloków rozpoczyna dom z figurą św. Kazimierza Jagiellończyka w niszy nabożnie stojącą; dlatego ramiona okrywa mu z gronostajowym kołnierzem królewski płaszcz.
Wśród innych uwagę zwraca biała, z popielatym podkreśleniem fryzu podokiennego i górnych nadokiennych występów, zdobnych sztukaterią z perłami i jajownikami, albo ta soczysta zielona, w szmaragd prawie wpadająca, z bogatą kremową płaskorzeźbą, lub ta różowa z ozdobnikiem splecionym z kół.
A teraz spójrzmy na tę z cegiełek. Przy odnawianiu jej, z pod warstwy wapna z przed lat kilkudziesięciu, odmyto malowidło imitujące cegłę i tak odnowiono całość. Kamienica ta ma najpiękniejsze łuki podcieni, zdobne w roślinne motywy.
Wszystkie barwy dawne z pod warstw tynku wydobyte, zajaśniały teraz na kamienicach wokół i szczególnie w słoneczne dni grają gammą roztęczonych kolorów pod błękitem nieba.