Przy ulicy Bazyliańskiej na obniżonym dziś nieco terenie przystanął skromnie kościółek św. Mikołaja. Przedsionkiem z nowszych czasów i przez bramy wieżowej kamienny, barokowy portal wejdźmy do małej, jednonawowej świątyńki, nad którą kopuła renesansowa rozpięta, przez okna latarni szczyt jej zdobiącej, łagodne światło sączy do zacisznego wnętrza. Renesans architektury pomieszany z późniejszym barokiem.
Spokój i cisza rozsiane wokół — jakby nagrodzić chciały i ukoić różne losy tej małej świątyńki, która przez Greków, wyznających prawosławie, za pozwoleniem kanclerza wzniesiona, modłów w greckiej, nieznanej tubylcom mowie słuchała. A gdy jej założyciele, skutkiem pogorszenia stosunków handlowych, miasto opuścili do dalekiej ojczyzny wracając z resztą dobytku, lub w innych stronach szczęścia w manipulacjach kupieckich szukając, przeszła na własność ordynacji zamojskiej. Przez ród Zamoyskich bazylianom unitom zdana, pozostawała w ich pieczy do końca trzeciej ćwierci XIX stulecia, by po zniesieniu unii przez rząd rosyjski przejść na użytek prawosławia aż po drugi rok wojny światowej, w którym władze austriackie kościołowi katolickiemu ją przekazały.
Dziwne losy, rozmaite dzieje, przerzucanie z rąk do rąk, którym nie zapobiegła duża rozmiarami wieża, jakby na obronę wzniesiona.
Zabudowania pobliskie i murem grodzona przestrzeń, to dawne locum duchownych przy tym kościele pełniących swe obowiązki kapłańskie.