Kościół ormiański w Zamościu

Wzdłuż nadszańca idąc w naszej po starych murach wędrówce, pomyślmy, że tu gdzieś na lewo, w ścianach dzisiejszych domów zamknięta jest przestrzeń zajmowana niegdyś przez świątynię Ormian, którzy licznie ściągali do Zamościa zwiedziawszy się o powstaniu miasta.
Przybywali z Armenii, Persji, Kapadocji, Iranu, Kaffy, Cezarei, zachęceni przywilejami wydanymi dla ich nacji przez Zamoyskiego w 1585 i 1589 r., którym: zezwolił im szynkować winem, miodem, wódką i piwem trudnić się wyrobem safianów, a wydzieliwszy w najkorzystniejszej dzielnicy miasta osobną »pierzeję« czyli ulicę, zapewnił też wolność wyznania, zgodziwszy się na budowę kościoła.
Na uposażenie nadał kościołowi pole, ogród, i łąkę, oraz wyznaczył roczną pensję dla proboszcza, którym został X. Krzysztof Kałust.
Kościółek zrazu skromny, drewniany, niebawem za ordynata Tomasza, potwierdzającego ojcowskie przywileje i nadania i z jego pomocą z fundamentów murować poczęto, licząc na ofiary wyznawców. X. Jakób Ałtunowicz, następca X. Kałusta, zbierał hojnie składane fundusze pomnożone wydatnie przez Warteresa Kirkorowicza, zamożnego mieszczanina zamojskiego, który aż pięć kamienic murowanych w pobliżu wznoszonej świątyni położonych, zapisał kościołowi.

Stanęła wkrótce niewielka wprawdzie, ale piękna i kształtna, w guście wschodnim budowla, z wieżyczką małą i krużgankami biegnącymi dokoła, której poświęcenia dokonał niebawem X. Jędrzej, biskup Bogdanii.

Dotrwawszy do czasu rozbiorów, skasowana potem przez rząd austriacki jak tyle innych świątyń, straciła na licytacji bogaty sprzęt kościelny i przechodząc w ręce prywatne, częściowo użytą została na koszary.

Może ten, albo tamten węgieł domu, to jeszcze dawne jej mury.

Może w niewielkiej, głębokości podwórza, płyty nagrobne, słane niegdyś w największej pokorze ducha pod stopy pobożnych przechodniów, czekają na rękę, która odrzuci z nich gruz i pył lat, rękę człowieka, który pomny na ryte niegdyś w kolumnach świątyni wotywne krzyżyki i pełgające przed nimi płomienie świec, z westchnieniem swoją modlitwę dorzuci do tych, jakie szeptano tu ongiś.